Pierwsza zdobycz z Festiwalu Modelarskiego „Babaryba 2024” – model Hurricane Mk IIc firmy Lotnia, w skali 1/72. Jak bardzo nie z tej epoki jest ten model, i czy po jego obejrzeniu trzeba będzie udać się na terapię? Czytaj dalej.

Złowiony w biegu

W drodze na Babarybę zauważyłem coś na stercie modeli, które wiózł Marcin na giełdę modelarską. Model sprzed blisko 40 lat, zapakowany w nieestetyczne opakowanie w stylu schyłkowego PRL-u. Szybka wymiana zdań i model stał się moją własnością.

Poczułem nostalgię, ale nie tę słodką jak lody czy wakacje nad morzem. To uczucie przypominało życie pomimo niedoborów w kraju demokracji ludowej. Satysfakcja, że wtedy dawaliśmy radę. Dzisiejsze uwagi do modeli wygłaszane na forach brzmią jakoś absurdalnie, jeżeli przypomnimy sobie, co było dostępne, kiedy każdy model był zdobywany, a nie kupowany.

Co w pudełku?

Okazuje się, że lekko zmachane pudełko zawierało w sobie dwa kompletne modele, instrukcję i zero kalkomanii. Nie wiem, czy tak było już w momencie zakupu, czy po prostu trafiło mi się to, co zostało z kilku modeli.

Części noszą ślady źle rozmieszanego tworzywa w dwóch kolorach, czarnym i białym. Wykonanie Hurricane budzi grozę. Dodatkowo instrukcja jest nie od tego modelu, sprawia wrażenie skopiowanej z Matchboxa. Model różni się od angielskiego modelu brakiem pilota, kółkiem ogonowym odlanym od razu z kadłubem oraz innym podziałem części chłodnicy. Być może wzorowano się na importowanym do składnicy harcerskiej modelu, ale raczej nie przesadzono z dokładnością odwzorowania.

Życie modelarskie w PRL

Nie miałem przyjemności skleić tego modelu. Pamiętam tylko Spitfire IX UTI, bez kalkomanii, który przerobiłem na Seafire przez zaklejenie drugiej kabiny i dodanie wyciętych z papieru oznaczeń wzorowanych na profilu z jednego z odcinków „Godło i Barwa w Lotnictwie” ze Skrzydlatej Polski. Mogę jednak przypuszczać, że wiele z tych modeli zostało sklejonych bez malowania i użytych w bitwach żołnierzyków przez moich rówieśników. Ci bardziej ambitni mogli pomalować model plakatówkami lub Wilbrami. Nie wiecie, co to Wilbry? To były farby do skóry w kilku kolorach, używane przez modelarzy, których nie było stać na Humbrole.

Nostalgia i wspomnienia

To, za czym można zatęsknić myśląc o tamtych czasach, to radość młodości i frajda sklejania modeli bez baczenia na dokumentację i dokładność odwzorowania. Dzisiejsze modelarstwo to niestety często kolekcjonowanie modeli, marząc, że z tą samą frajdą uda się skleić wyrafinowany model, kiedyś. Często marzenie płonnie ulatuje i zostaje tylko narzekanie na forach.

W czasach PRL-u modelarstwo miało zupełnie inny wymiar. Każdy model był zdobywany z trudem, a jego sklejenie dostarczało niesamowitej satysfakcji. Często brakowało odpowiednich farb, więc modelarze musieli wykazywać się kreatywnością, używając farb plakatowych czy Wilbrów. Dzisiejsze bogactwo dostępnych materiałów i narzędzi sprawia, że zapominamy o tej radości tworzenia z minimalnych zasobów.

Zobacz jeszcze:

Zaczęło się od małej książeczki… Moje przygody z Mustangiem

Arma Hobby Hurricane Challenge

Trzy Hurricane Mk II 1/48